top of page
Ballada o Drzewie.jpg

Jak z wiatrem wieść niesie, nad jeziorem w lesie, ponad lustrem wody rósł sobie dąb młody. Ani był duży, ani mały, świata bardzo ciekawy, więc patrzył i słuchał.


Lustro wody przemawiało do niego:

- Ładny jesteś, młody dębie. Zapowiadasz się na wspaniały, wielometrowy okaz. Trzeba ci tylko pień wyciągnąć w górę wysoko, rozłożyć konary szeroko na wschód, zachód, północ i południe i przystroić się zielonym, soczystym listowiem.


Podobała się dębowi mowa tafli jeziora. Chciał być wysoki, rozłożysty, potężny i piękny. Zaczął więc rozciągać się w górę i nadymać na boki. Trochę urósł, lecz niezbyt wiele. Konary nieznacznie tylko się rozłożyły. Przeglądał się w tafli wody co chwileczkę sprawdzając, czy już jest wspaniały, wielki i potężny, ale to co widział go rozczarowywało. W tle natomiast pyszniły się inne drzewa. Wydawały się wyższe, bardziej rozłożyste, potężniejsze i daleko piękniejsze niż on. Tym bardziej więc próbował się rozciągać i nadymać.


Kiedy się tak rozciągał, przyleciał Zefir, nieduży wietrzyk i zaczął do niego szemrać:

- Byłem tu i tam drogi dębie, bo bywam w różnych miejscach i widziałem, jak wielkie drzewa się przewracają i leżą z wyrwanymi korzeniami.

- A co je przewraca? - chciał wiedzieć dąb.

- Moje ciotki i kuzynki, zawieje, zawieruchy i wichury - zaszemrał Zefir - widziałem też potężne drzewa twojego gatunku powalone przez pioruny.

Słysząc takie straszne wieści, dąb przestraszył się nie na żarty. Już przestało mu się podobać rozciąganie i nadymanie, odeszła ochota żeby się wychylać. Zapragnął być jak najmniejszy i jak najniższy, a najlepiej zapaść się pod ziemię, tak żeby żadna wichura ani żaden piorun nie mogły go dosięgnąć.

Ballada o Drzewie: Informacje
moonlight.jpg

Stał tak skulony i zgarbiony, kiedy na niebo wytoczyła się potężna tarcza księżyca, a na powierzchnię wychyliły rusałki zamieszkujące jeziorne głębiny. Wszystkie zapatrzone były w srebrnym księżycu i chciały mu się za wszelką cenę przypodobać. Śpiewały więc i tańczyły. Jedna po drugiej opowiadały prastare baśnie i legendy o tym jak to było i o tym jak to będzie. Lubił księżyc ich piosenki i tańce, a najbardziej lubił prastare historie i słuchał ich bardzo uważnie. Słuchał też i dąb, a w miarę jak słuchał, oddalał się strach przed wichurami i piorunami. A im więcej słuchał, tym dalej w głąb i wszerz rozrastały się jego korzenie. Przedziwne i wspaniałe znajdowały tam pożywienie, zupełnie inne od tego, które znał do tej pory. To samo, którym posilali się jego przodkowie, olbrzymie prastare dęby.


Posilał się dąb pożywieniem z głębin, z wnętrza ziemi, a jego pień potężniał i wyciagał się w górę, jego konary stawały się coraz bardziej rozłożyste, jego listowie nabierało coraz żywszej barwy zieleni. 

Zefir, który bywał tu i tam rozpowiadał po okolicy:

- Znam drzewo o pięknych rozłożystych konarach.

- Znam drzewo o pniu wysokim i potężnym.

- Znam drzewo o soczystym listowiu i najznakomitszych żołędziach.

- Znam drzewo, który zawieruch i zamieci się nie boi.

Tak więc przybywały małe zwierzęta szukać u dębu schronienia, ptaki wić gniazda, wiewiórki mościć dziuple na zimowe mrozy. Kto głodny, mógł najeść się do woli i nie słyszano, by dla kogoś brakło dębowych żołędzi.

Ballada o Drzewie: Informacje
lighting.jpg

Wichurom się to nie podobało. To one do tej pory uchodziły za najpotężniejsze, a poza tym lubiły siać postrach po okolicy. Toteż uparcie nawiedzały dąb i za każdym razem atakowały z coraz większą zawziętością. Niejednokrotnie uginał się poczciwy dąb pod ich siłą, ale złamać go nie były w stanie.


Nie mogąc go powalić o własnych siłach, udały się po pomoc do władcy burz. Rozwścieczyła go opowieść o nieustraszonym dębie i sam postanowił go powalić.


Pewnej nocy bezgwiezdnej i bezksiężycowej, straszliwy piorun uderzył w dąb godząc w jego potężny pień. Drzewo zadrżało, zatrzeszczało i zaczęło chylić się ku upadkowi. Pochylił się dąb nisko nad taflą jeziora, ale we wnętrzu ziemi głęboko utkwione korzenie nie pozwoliły mu się przewrócić.

Ballada o Drzewie: Informacje
old oak tree.jpg

Tak pochylony nad taflą jeziora, pierwszy raz od bardzo dawna ujrzał dąb w wodzie swoje odbicie i własnym oczom nie mógł uwierzyć. Zobaczył ptasie gniazda w bujnych, rozłożystych konarach. Zobaczył soczyście zielone listowie i ukryte w nim owoce. Zobaczył pień szeroki, wysoki i olbrzymi, a w nim wiewiórcze dziuple. Zdziwił się tym widokiem i uradował jednocześnie. Zaśmiały się rusałki w głębinach srebrnym śmiechem, zatańczył Zefirek pomiędzy liśćmi, pokłoniły mu się sąsiednie drzewa, a lustro wody przemówiło do niego:
- Witaj wspaniały dębie. Choć pochylony, jesteś wielki, łagodny i potężny, pokorny i majestatyczny zarazem.

Ballada o Drzewie: Informacje
bottom of page