
Dawno temu żyła wiedźma
w chatce z kalarepki,
z miotłą, kotem i pająkiem,
lecz bez piątej klepki.
W swej pracowni na poddaszu,
mrok co nocce kradła,
kładła między cztery klepki,
robiąc zeń zwierciadła.
Minęło sto lub dwieście lat...
poddasze gdzieś przepadło,
z nim wiedźma z miotłą, pająk, kot...
zostało zaś zwierciadło.
Minęło sto lub dwieście lat,
odnalazł lustro leśny skrzat.
Oj trzeba było, jak wieść niesie,
w ciemnym zostawić lustro lesie!


Kto w zwierciadło zagląda,
cuda, dziwy ogląda,
cuda, dziwy z czarami,
świat do góry nogami,
świat na odwrót i na wspak,
bo mu piątej klepki brak.
No bo mi powiedzcie szczerze,
czy ktoś widział gładkie jeże?
...albo w stawie całkiem suchym
pływające zwinnie muchy?
Czy w słonecznym można cieniu
na mięciutkim siąść kamieniu?
...lub ze szczytu płaskiej góry
obserwować w niebie dziury?
Nie ma przecież ciepłych lodów,
upalnego nie ma chłodu.
Nie bywają psy skrzydlate,
główką w dół nie rośnie kwiatek.

Wreszcie ktoś cierpliwość stracił
i rozzłościł się aż tak,
że kamykiem, bardzo twardym,
stłókł lusterko w drobny mak.
Wówczas z niedużym swoim tobołkiem,
w głęboki las wyruszył skrzat,
zamiast przez lustro, w dodatku krzywe,
na własne oczy oglądać świat.
