
W pewnej wiosce Zagórzyce
położnej za górami,
było właśnie bardzo ślisko,
śnieg już padał godzinami.
Spadł na ścieżki i ulice,
przykrył domy, kamienice…
Przy Ratuszu zawirował,
zgęstniał, skłębił się, napuszył,
coś po sobie zostawiając
zanim w dalszą drogę ruszył.
Przedmiot był to bardzo dziwny,
tajemnicze nosił grafy,
miał coś z radia, coś też z windy
i grającej starej szafy.
Był raczej stary i dużo ważył
i zbudowany w niezwykłym stylu.
Dziwne, że nikt go nie zauważył,
choć go przechodniów minęło tylu.


Minął go pan z karpiem w wiaderku,
minęła pani z dzieckiem na ręku,
tata na sankach ciągnąc choinkę,
mama za rękę małą dziewczynkę.
Obok pana z karpiem w wiaderku
oraz tej pani z dzieckiem na ręku,
obok taty i choinki,
mamy, sanek i dziewczynki
przeszedł Chłopiec.
Bez zakupów i bez sanek, jakoś tutaj nie pasował,
minę niezbyt miał wesołą, ręce do kieszeni schował.
Krok za krokiem szedł i myślał, gwiżdżąc sobie od niechcenia,
że właściwie to nie lubi Świąt Bożego Narodzenia.


„Jak co roku o tej porze
tata ostrzy wszystkie noże.
Mamę, choć to zabrzmi strasznie,
kuchnia znów połknęła właśnie.
Mama w niej, tak jak co roku,
w coraz starszym swym szlafroku
smaży, piecze i gotuje"
myślał Chłopiec
„Ciocia z babcią uszka lepią,
dziadek z wujkiem dywan trzepią.
Każdy biega, jak najęty
i narzeka, że zajęty.
Wszystkim wpadło coś do ucha
każdy krzyczy, nikt nie słucha”
myślał Chłopiec


„A prezenty? Trochę nuda.
Czy się mnie zaskoczyć uda?
Mam konsolę i komputer,
rower oraz śnieżny skuter.
Mam modele samolotów,
odrzutowce i sterowce.
Mam chomika, kota, psa,
stos komiksów, puzzle, a
jakby mało było tego,
szafę pełną klocków lego”
myślał Chłopiec
Tak się znalazł przy Ratuszu, przed olbrzymią zaspą śniegu,
którą przed nim każdy człowiek w przedświątecznym minął biegu
i odkopał dziwny przedmiot,
ozdobiony tajnym grafem
który przypominał windę
i grającą starą szafę.


Wskoczył do środka i szybko znalazł
nieduży przycisk na środku tarczy,
PO GWIAZDKĘ Z NIEBA tak głosił napis
TEN OTO GUZIK WCISNĄĆ WYSTARCZY.
A, to bardzo jest ciekawe!
Chłopiec bez zastanowienia
wcisnął guzik, bo miał wprawę
a nic za to do stracenia.
Wtem
świat się zakręcił, zakoziołkował,
fiknął, zatoczył i zawirował.
Potem odwrócił do góry dnem
jakby nie jawą był, ale snem.
Chłopiec sunął ponad światem
tym podniebnym gwiazdkomatem.
W dole zaś domy oraz ulice
opowiadały mu swe tajemnice.


Późny podróżny spał na peronie,
bo na swój pociąg się nie doczekał,
człowiek w pośpiechu mijał człowieka,
siwy staruszek stał na balkonie,
w niektórych domach światła zgaszone,
każdy pojechał gdzieś w swoją stronę,
po zaprószonym śniegiem chodniku
kilku zbłąkanych szło kolędników
każdy nosek miał czerwony
i zmarznięte mocno uszy
a wiatr wiał nieubłagalnie
i śnieg prószył
prószył
prószył…
„Całkiem ładny to obrazek
lecz coś jest nie tak.
Czy tu wszystko jest jak trzeba,
czy też czegoś brak? ”
myślał Chłopiec
Wnet zapomniał, że się smucił.
Coś z tym zrobić było trzeba,
zanim więc na ziemię wrócił,
zaczął w gwiazdkomacie szperać


i wyszperał gwiazdkę z nieba.
Gwiazdka zaś zamigotała
i po całym gwiazdkomacie
srebrnym światłem się rozlała.
Po dwóch chwilkach trochę zbladła,
skrawek światła się ukruszył
i ta iskra Chłopcu wpadła
przez kieszeń, do duszy.
Gdy się znalazł znów na Rynku zatopionym w śniegu,
w którym ścieżki wydeptano w przedświątecznym biegu
to już wcale nie był smutny,
za to w głowie miał życzenia
dla każdego najprawdziwszych Świąt Bożego Narodzenia.


...a że nie schował Gwiazdki dla siebie
znalazła swoje miejsce na niebie.
Jej właśnie światło w przedziwny sposób
wiele dotknęło tej nocy osób.
Padło na ścieżki i na ulice,
domy mieszkalne i kamienice
śpiące pod śniegiem puste perony
i wystające z domów balkony,
na tego pana z karpiem w wiaderku,
i miłą panią z dzieckiem na ręku,
tatę z sankami oraz choinką
i pewną panią z małą dziewczynką.
Dzięki niemu w Zagórzycach
położonych za górami
stało się do siebie bliżej
wszystkim którzy tam mieszkali.


Stara tradycja nabrała życia
gdy puste krzesła i puste nakrycia
przysporzyły moc radości
grupie
nieoczekiwanych gości.
Siwy staruszek z końca ulicy,
pewien podróżny i kolędnicy
razem zjadali i to ze smakiem
barszczyk z uszkami i kluski z makiem.
Ogień strzelał, dym z komina
wił się tędy i owędy
popłynęły z nim kolędy...
Za to przedmiot tajemniczy
z Zagórzańskiej znikł ulicy
aby szlakiem swym podniebnym
dotrzeć tam, gdzie był potrzebny.

